wtorek, 25 lutego 2014

Wróciłaaaam. Zaaaaś :D

I nawet mam dla Was opowiadanie :3 (patrz post niżej)
Pamiętacie jeszcze Ciastka? On wróciiiiiił! :D (Ciastek to kursor, tak dla niewtajemnieczonych)
Jestem dumna z mojego opowiadania. Ponieważ napisałam je w jeden wieczór i zawarłam w nim słowo "perkaty" (zadarty), które odkryłam w wakacje i strasznie mi się spodobało <3 Nie wiem, czy oglądaliście ten nowy film disneya - "Frozen"/ "Kraina lodu"? Wiem, już nie taki nowy bo chyba ma ze dwa miesiące, ale ja obejrzałam go dopiero ostatnio.
Najbardziej spodobał mi się Olaf (jak większości ludzi z resztą), a temu jednemu (nie chcę spojlerować, kto oglądał ten wie o kogo chodzi :P) To chciałam dać z liścia jak się dowiedziałam i cieszę się że pod koniec filmu wreszcie to ktoś zrobił za mnie :)

A tutaj mam dla Was jeszcze świetny cover tej piosenki:




Pozdrawiam :)
cośśka


P.S. Dzisiaj byłam na konkursie, trzymajcie za mnie kciuki żebym miała dużo punktów x3

Jaskinia Elektronków

Kap, kap, kap. A raczej jednostajne szszszszsz…
Deszcz przeciekał pomiędzy jasnozielonymi listkami i kapał wprost na czarne włosy Niny, które i bez jego pomocy były zupełnie proste. Dziewczyna szła w za dużych o trzy numery kaloszach, dzielnie pokonując chaszcze, a przy tym uważnie rozglądając się na wszystkie strony. Nie z ciekawości. Czegoś szukała.
Zaczęło się ściemniać. Woda wciąż lała się z nieba, wprost na jej drobny, perkaty nosek, a z nosa na kołnierzyk i pod pelerynę, skąd raz po raz dobiegało pełne oburzenia miauknięcie.
- No już, siedź cicho – mruknęła pod nosem, gdy Pan Tadeusz (dostał to imię od matki Niny, która uwielbiała poezję) z gniewnym prychnięciem zaczął się szamotać. – Chyba nie chcesz, żebym cię wyrzuciła na ten deszcz?
Pan Tadeusz na znak niezadowolenia drapnął lekko jej szyję, po czym ułożył się grzecznie i starał zignorować kapiące na jego ogon krople.
- Przeklęty deszcz… Wszystko zepsuł. Będziemy musieli poczekać, aż wyschniemy.
Miejsce do którego dążyli istotnie nie powinno mieszać się z wodą. Byłoby to dla człowieka dość… nieprzyjemne zjawisko.
Po chwili dziewczyna stanęła przed wielkim dębem .
- Wreszcie jesteśmy – westchnęła odsuwając wielki kamień i wczołgując się do nory pod drzewem.
Trzeba przyznać, że wyglądało to dość dziwacznie – dziewczyna i kot wciskający się do dziupli w środku lasu, zasłaniając ją po wejściu kamieniem (żeby woda nie nalała się do środka). Ale nie oceniajcie po pozorach, zaraz się przekonacie, że warto było nieco ubłocić ubranie, by spotkać… Zaraz z resztą sami zobaczycie.
Nora już po chwili zmieniała się w pionowy tunel, którym Pan Tadeusz i Nina spadli na starą, fioletową sofę znajdującą się w niewielkiej jaskini. Oczywiście gdy dziewczyna znalazła tą kryjówkę po raz pierwszy, nie wiedziała, jaki kolor ma sofa, z powodu niemal zupełnych ciemności. Takich jak teraz.
- Gdzie są te zapałki? – Nina po omacku zaczęła przemieszczać się wzdłuż gładkich ścian, szukając  starej skrzyni, w której wspomniane zapałki się znajdowały. – Auć! – znalazła.
Masując obolałe kolano dziewczyna wyciągnęła zapałki  i jedną z dziesięciu leżących tam długich świec. Ze względu na mieszkańców tej jaskini nie mogła użyć latarki.
Gdy już chwiejny płomień oświetlał jej drogę, mogła zapalić pozostałe świece rozstawione po pomieszczeniu, które kiedyś sama tu przyniosła. To przerodziło się w jej hobby – zbierała wszystkie rodzaje świec, jakie wpadły jej w oko. Szła teraz i zapalała wszystkie pięćdziesiąt dwie świece, jakie udało jej się zgromadzić w ciągu minionego roku. Rozświetliły one jaskinię i dopiero teraz można było podziwiać jej piękno.
Każdy skrawek podłogi i ścian zajmowały świece . Z większości zostały już tylko knoty, wystające z wielobarwnych „półek” utworzonych przez cieknący wosk, który pokrył całe pomieszczenie. Jedynymi meblami były fioletowa sofa, wielka skrzynia w której poza świecami i zapałkami Nina trzymała notes, ołówek i kilka książek, oraz hamak zawieszony między dwoma niemal w całości pokrytymi woskiem stalagmitami.
Dziewczyna zrzuciła buty i pelerynę, a potem usiadła z notesem koło największych świec, by jak najszybciej wyschnąć. Pan Tadeusz ułożył się wygodnie na kanapie i spojrzał wyczekująco na Ninę, która odchrząknęła i, jak to miała w zwyczaju, zaczęła czytać na głos:
- Moje własne, czyli autorstwa Niny Lovia – zerknęła jeszcze, czy towarzysz słucha jej z uwagą. Widząc, że kot wpatruje się w nią swoimi mądrymi oczami, kontynuowała. - opowiadanie pod tytułem „Zaczarowany kot Tadeusz”.
Wieczór minął im na czytaniu opowiadania Niny, rysowaniu portretu Pana Tadeusza i śpiewaniu piosenek o deszczu, przy których Pan Tadeusz zaczął okropnie miauczeć.
- Jak mamy razem śpiewać, kiedy ty w ogóle nie zwracasz uwagi na melodię? – narzekała dziewczyna. – Nie wiem, czy zasłużyłeś na kolację.
Pan Tadeusz słysząc o jedzeniu zastrzygł uszami i spojrzał błagalnie na Ninę, która po chwili gniewania się wyciągnęła z kieszeni tuńczyka w puszce i kanapkę.
- Proszę – powiedziała, podsuwając otwartą puszkę Panu Tadeuszowi, a sama wgryzła się w chleb. – Smacznego.
Po skończonym posiłku Nina z podekscytowaniem spojrzała na Pana Tadeusza.
- Wyschliśmy. Już czas!
Dziewczyna zaczęła gasić wszystkie świece, w czym pomógł jej Pan Tadeusz skacząc z jednej na drugą. Później, gdy zapadła pełna napięcia cisza, w całkowitych ciemnościach Nina oparła się o kanapę i przesunęła ją w bok, odsłaniając szeroką na pół metra dziurę. Wewnątrz niej widać było błękitnawe błyski, jakby leciała w ich stronę kula energii. I tak właśnie było.
Pan Tadeusz i Nina cofnęli się pod ściany, gdy nagle z dziury wyleciała cała masa Elektronków, wypełniając jaskinię błękitnawym światłem i cichym trzeszczeniem. Niebieskie, bezkształtne stworki ślizgały się po ścianach, podłodze i suficie, teleportowały na niewielkie odległości, bawiły w berka, udawały płomienie świeczek i chichotały, co brzmiało jak brzęczenie metalowych dzwonków. Zachwycona dziewczyna obserwowała ten cudowny pokaz, nie przejmując się  tańczącymi dookoła jej głowy włosami i tym, ze czegokolwiek nie dotknie, „kopnie” ją prądem. Usiadła pod ścianą i patrzyła w zachwycie na Elektronki, a gdy tym znudziły się pląsy zaczęły ją zaczepiać. A to któryś trąci ją w ucho i ze śmiechem ucieknie, a to inny zacznie bawić się jej włosami. Jeden z nich znalazł metalową puszkę po tuńczyku, wślizgnął się do niej i przemienił ją w błyszczącą lampkę, po czym zachwycony nowym znaleziskiem wrzucił do dziury. Teraz już wiecie, dlaczego Nina nie wzięła latarki – zapewne nie wróciłaby z nią do domu. Ona i Pan Tadeusz nie mogli też być mokrzy, bo wtedy nieźle oberwaliby prądem… A właśnie, Pan Tadeusz. Po spotkaniu z Elektronkami zawsze wygląda jak jedna wielka puchata kulka. Aktualnie chowa się między poduszkami kanapy, ale pewnie zaraz wyskoczy i będzie próbował złapać któregoś z błękitnych mieszkańców jaskini. Elektronki uwielbiają się z nim bawić, bo są bardzo szybkie i zwykle uciekają mu w ostatniej chwili, a biedny kot ląduje na ścianie albo hamaku.
Moc niesamowitych stworków zaczynała się powoli wyczerpywać, jak baterie. Część z nich straciła niemal kolor i snuła się po podłodze, szara jak kłębki kurzu. Nina wiedziała, co to oznacza. Wstała, a wszystkie Elektronki, którym została jeszcze moc, zaciekawione zbliżyły się do niej. Dziewczyna powoli pochyliła się nad zszarzałym, nie mogącym się już poruszać stworzeniem i delikatnie wzięła go na ręce, a potem wrzuciła do dziury. Elektronki od razu zrozumiały, o co jej chodzi i pomogły Ninie przenieść resztę szarych stworzeń. Gdy skończyli, zaledwie trzy mogły jeszcze  latać. Korzystając z resztek mocy podleciały do dziewczyny i chwyciły za jej włosy. Już po chwili zaplotły je w wspaniały warkocz.
Ostatnie Elektronki wleciały do dziury, a Nina przesunęła kanapę z powrotem na miejsce i zapadła całkowita ciemność.