Rozdział 1
Ulica prowadząca do mojego domu dziś wydaje się ciemniejsza niż zwykle. Codziennie wracam nią do domu o tej samej godzinie, czyli o 21:30, więc już trochę o niej wiem. Zawsze wita mnie ciemnością. Lubię ciemność. Uwielbiam, gdy mnie otacza. Jest tajemnicza. Jest niebezpieczna. Tak jak stwory, które mogą się w niej czaić.
Miesiąc temu znalazłam kawałek papieru wyrwany z dziennika. Leżał koło kanału. Znajdowały się na nim rysunki dziwnych istot. Nie wiedziałam co to oznacza. Szczerze mówiąc, nadal nie wiem
Wiem tylko, że wyglądają wspaniale. Majestatycznie.
***
W domu - jak zwykle - nikogo nie ma. Jedynie w skrzynce list od mamy i taty:
"Liette, kochanie, wrócimy późno. Później, niż się spodziewaliśmy. Przepraszam, skarbie, ale Twój ojciec postanowił, że... Że zostaniemy tu jeszcze... tydzień. Przepraszam. Może nawet ja zostanę na stałe, bo bardzo dobrze płacą. Na razie jeszcze nie wiem. Ale tata wraca na 100% w poniedziałek. Całusy!
Mama. "
Cisnęłam listem o ziemie. Znowu mi to robią!
Odkąd rodzice wyjechali do Hiszpanii dwa tygodnie temu ciągle odkładali na później swój powrót. Czy naprawdę aż tak zależy im na pracy projektantów wnętrz!? Przecież mogliby to robić też tu... Ze mną...
Liette nie miała nawet rodzeństwa. Była sama...
***
Obudziłam się w środku nocy w swoim pokoju. Usłyszałam jakiś głos. Wołał mnie po imieniu.
- Liette... Chodź tu... Pomogę ci...
- Kim jesteś?! - krzyknęłam przerażona.
- Nic ci nie zrobię - ciepły męski głos zachęcał dalej. - No chodź, wyjdź z domu.
Wyjęłam latarkę z szuflady i powoli zeszłam po schodach do salonu.
Otworzyłam drzwi. Za nimi stał mężczyzna, wyglądał na około dwadzieścia cztery lata. Ubrany był w niebieską szatę, taką, jaką widywałam w filmach o czarodziejach. Miał czarne, krótkie włosy i cienki wąsik.
Kto to jest? - pomyślałam
- Czy możesz mnie wpuścić, Liette? - spytał.
- Tak, oczywiście... - wymamrotałam, nieco skołowana całą sytuacją.
Usiadł na fotelu. Zapaliłam światło.
- Więc, Liette - denerwowało mnie, że wciąż powtarzał moje imię. Nie miałam pojęcia, skąd je znał. - Zapewne zastanawiasz się, skąd ta niespodziewana wizyta.
Usiadłam na przeciwko niego, na kanapie.
- Cóż... tak. To dość... dziwne, że zjawia się pan w środku nocy, a potem woła mnie po imieniu, chociaż ja pana nie znam. Wpuściłam pana tylko dlatego, że... W sumie to nie wiem, czemu to zrobiłam. To zaprzecza wszelkiej logice.
Skinął tylko głową.
Zapadła cisza. tylko zegar cicho tykał.
- Zaraz ci to wyjaśnię - powiedział wreszcie. - Może to zabrzmieć dziwnie, ale zostałaś wybrana.
- Wybrana? Na kogo?
- Na kolejnego mieszkańca Miasta Tajemnic.
- Co to za miasto?
- To miasteczko położone wysoko. Żeby się do niego dostać trzeba przelecieć między chmurami. Widać wtedy latające wyspy, gdzie znajduje się miasto. Jednak ukaże się tylko wtedy, gdy przylecisz na smoku. Mieszka tam wiele potworów, magów i czarodziejek. Tylko nieliczni mogą tam studiować.
Zaparło mi dech w piersiach.
- To niesamowite... - wyjąkałam. - Ale nie mogę. - przypomniałam sobie nagle. - Moi rodzice z tydzień wracają do domu.
- O to się nie martw. Gdy polecisz ze mną, czas na ziemi nie będzie płynąć. W Mieście Tajemnic dorośniesz, będziesz obchodzić urodziny, lecz gdy po miesiącach nauki wrócisz do domu, nie upłynie nawet chwila.
To było jak piękny sen. Nauka w takim miejscu...
Ach, nie chcę się jeszcze budzić – pomyślałam.
Rozdział 2
Analizowałam w myślach wszystko jeszcze raz.
W środku nocy przychodzi do mnie obcy mężczyzna, ubrany co najmniej dziwnie i mówi: „Jesteś wybrana. Polecisz na smoku.” Nie zdziwiłabym się, gdyby teraz stanął przede mną znowu, a bita śmietana wypłynęła mu uszami – bo jestem niemal pewna, że on mi się przyśnił.
Jednak mimo to, coś kazało jej się spakować. Coś kazało jej nastawić budzik na piątą, mimo że jutro była sobota.
Bo coś pchało ją do wiary w słowa tego dziwnego snu. Snu? Czy to był sen? Jeśli tak, to dlaczego latarka leży na stoliku nocnym, a nie w szufladzie? Czemu na wycieraczce przed drzwiami jest świeże błoto? Liette nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Wkrótce wyczerpana rozmyślaniami zasnęła.
***
Budzik wyrwał ją ze snu.
- To dziwne – mruknęła do siebie. - Wydawało mi się, że dziś jest sobota… Bo przecież jest! Po co ja nastawiałam budzik? Czemu moja torba jest spakowana? Nic nie rozumiem.
Dziewczyna nie pamiętała dziwnych wydarzeń sprzed nocy, ale już wkrótce wspomnienia miały powrócić.
Liette, nadal nic nie rozumiejąc ubrała się i zjadła śniadanie. Jak co dzień rano była w podłym nastroju – to kolejny dzień pobytu rodziców za granicą. Gdyby go ciągle nie przedłużali, już dawno byliby w domu i jedli z nią śniadanie. Razem…
Umyła talerz i zrobiła sobie kakao, dla poprawienia humoru.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Dziewczyna niechętnie zostawiła pyszny napój i poszła otworzyć – jak myślała – listonoszowi.
Za drzwiami stał…
- To pan! – krzyknęła.
- Tak, to ja. Wiem, że o mnie zapomniałaś, ale tak właśnie miało być – mówił ten sam człowiek, który wczoraj wydawał się snem, dzisiaj w ogóle go nie pamiętała, a teraz… no, teraz mówił do niej.
- Bo… to… pan… pan miał być wcześniej – jedynie tyle udało jej się wydukać przez zaskoczenie.
- Tak, wiem – męszczyzna zmieszał się nieco. –Ale musiałem… coś jeszcze załatwić. Spakowałaś rzeczy?
Popędziłam na górę do pokoju i przyniosłam moją starą, ciemnozieloną torbę wypchaną po brzegi.
- Serio polecimy na smoku? – nie mogłam się powstrzymać, by nie spytać. Znowu czułam dawną ekscytację.
- Nie na smoku – odparł. – Na smokach.
- Co?! – zatkało mnie.
- No, ty polecisz na jednym, ja na drugim – wyjaśniał, jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie i jakby nawet niemowlak umiał latać na smoku.
Nadal oniemiała Liette wyszła z domu i zobaczyła…
- T… to są prawdziwe smoki… - wyszeptała z zachwytem.
Ty chyba bardzo lubisz smoki, czyż nie? :)
OdpowiedzUsuń