Rozdział 7 cz.1
Wypadek
Appie siedziała przy stole
powoli żując śniadanie. Musiała zadowolić się tym co było, czyli kanapką z
szynką. Gdyby mama tu była, na pewno urządziłaby im prawdziwą ucztę. Tak, ale
mama znowu pojechała do miasta szukać pracy.
Dziewczyna skierowała wzrok
w stronę sypialni rodziców. Tata jeszcze spał. Nie obchodziło go to, że miał
odprowadzić Koe’go, który siedział teraz razem z Appie przy stole, do przedszkola.
Więc dziewczyna musiała to zrobić sama. Przełknęła ostatni kęs kanapki i
położyła naczynia w zlewie.
- Zbieraj się Koe, idziemy –
rzuciła do brata, zakładając torbę na ramię.
- A tata nie idzie? –
spytał zdziwiony malec.
- Jak widać, nie – wbiła wściekłe
spojrzenie w drzwi , za którymi smaczni chrapał ojciec .
***
- Hej – Lisa zauważyła
wchodzącą do szkoły Appie.
- Hej… - dziewczyna była
zbyt zajęta rozmyślaniem o rodzicach, by
prowadzić rozmowę.
- Co jest? Coś się stało? –
przyjaciółka od razu wiedziała, że coś jest nie tak.
- Nie ważne – Appie machnęła
ręką. – Po szkole ci opowiem, na razie muszę jeszcze trochę o tym pomyśleć.
- Skoro tak wolisz…
Widziałaś tą Charlott?
- Taaa, dziwna jest, co
nie?
- Chodziło mi o coś innego…
Pamiętasz to uczucie, jak się spotkałyśmy i czułyśmy swoją energię? Od niej wyczuwam
coś podobnego, tylko jest bardzo słabe. Myślisz, że ona…
Nie dokończyła jednak, bo
właśnie przeszła koło niej Charlotta, popychając ją na ścianę. Bąknęła coś
niezrozumiałego, co pewnie miało być przeprosinami i poszła pod klasę.
- Serio sądzisz, że ona
mogłaby być jedną z nas? –prychnęła Appie.
Lisa otworzyła usta, by coś
powiedzieć, ale jej głos zagłuszył dzwonek na lekcje.
- Później ci powiem –
odparła tylko i ruszyła pod salę.
Na lekcji Charlott nie
słuchała. Patrzyła się tępo w okno i nic nie mówiła. Nauczycielka na szczęście
była zbyt zajęta mówieniem, by zwracać uwagę na uczniów – w końcu to pani
Lemus, ona już taka jest. Gdyby tylko ktoś wiedział, co przeżywa dziewczyna…
- Co z nią jest nie tak?
Włóczy się jak jakieś zombie, czy coś. Wczoraj była pewna siebie, ona stawiała
zasady. Dzisiaj… Tak, określenie zombie pasuje najlepiej – Appie patrzyła
badawczym wzrokiem na Charlott.
- Ja chyba wiem… Ona jest
smutna – Appie spojrzała ze zdumieniem na Lisę. – Tak okazuje smutek – nie pokazując
go nikomu. Wygląda na zajętą samą sobą, ale chyba coś straciła. Coś bardzo
ważnego.
- Sama się tego domyśliłaś?
- Trochę tak, a trochę
skorzystałam z mocy wyczuwania emocji – uśmiechnęła się.
- To jak mamy do niej
zagadać, żeby nie przywaliła nam pięścią w nos?
Zamiast odpowiadać Lisa
podeszła do Charlott i delikatnie położyła jej dłoń na ramieniu. Normalnie
Charlotta od razu wykręciłaby jej nadgarstek i spytała, po co jej dotknęła, ale
dziś tylko spojrzała na nią obojętnym wzrokiem.
- Czego chcesz? – spytała,
starając się, by jej głos nie wyrażał uczuć.
- Wagarowałaś kiedyś?
Zupełnie zbita z tropu Charlott
spojrzą na nią zdziwiona, po czym kiwnęła głową.
- Dobra, to kolejny raz nie
zaszkodzi. Chodź Appie.
Charlotta nie miała
pojęcia, czemu się na to zgodziła, ale biegła teraz z dziewczynami na plażę
przez las. Gdy już znalazły się na piasku, Lisa pociągnęła ja w dół.
- Opowiadaj – powiedziała tylko,
siadając naprzeciwko niej.
Charlott nigdy nie miała
przyjaciółki. Nigdy nikomu nie mówiła o swoich uczuciach i nigdy ich nie
okazywała. Ale teraz nie potrafiła odmówić. Drżącym głosem zaczęła się
zwierzać:
- Mój jedyny przyjaciel
codziennie jeździ tędy autobusem do domu i do szkoły. Do szkoły jedzie jednym,
a z powrotem przesiada się na przystanku niedaleko, więc spotykamy się po
szkole i gadamy. Czasami patrzę też, jak jedzie do szkoły, ale wtedy możemy
tylko sobie pomachać. On… on… - zająknęła się, nie mogąc wydusić słowa. – On jechał
dzisiaj rano tym autobusem. Poszłam zobaczyć się z nim na ten przystanek. T… t…
tylk… ko… Tylko ten autobus… Z naprzeciwka jechał tir i kierowca się z kimś
zagadał… I oni się zderzyli. Autobus i tir. Michael zawsze siada z samego
przodu… Zadzwoniłam po pomoc i gdy przyjechali, spytałam się, czy on żyje. Poszli
do autobusu i powiedzieli mi… że… że… że... nie – ostatnie słowo powiedziała
szeptem. Po raz pierwszy od wielu lat łzy popłynęły po jej policzkach.
Zorientowała się właśnie, że bezwiednie ściska w ręce srebrny wisiorek z
glanem.
Appie siedziała oniemiała i
gapiła się na Charlott. Nie miała pojęcia, że ona przeżyła coś takiego…
Lisa natomiast podeszła do
niej i objęła ją ramieniem.
- No już… Posłuchaj. Wstała
i pociągnęła Charlottę w górę. - Nie będzie lepiej. Ale nie możesz się aż tak zmienić!
Każdy taki wypadek powoduje straty. Ale przez te straty powinniśmy stawać się
silniejsi, a nie słabsi. Nie myśl o tym, co było, a o tym, co będzie. Michael
na pewno chciałby, żebyś była silna. Michael podziwiał cię właśnie za tą siłę,
za to, że potrafiłaś tłumić emocje. Chcesz się zmienić ze świadomością, że on
byłby zawiedziony? Chyba lepiej to przetrwać i wiedzieć, że byłby z ciebie
dumny.
Appie zatkało. Słowa Lisy wywołały
u Charlott piorunujący skutek. Wyprostowała się, otarła oczy i przybrała ten
sam wyraz twarzy, co wczoraj – wyraz wyższości i niczym nie skażonej dumy. Tak,
to była Charlotta, jaką znały.
- Dziękuję – powiedziała Charlott,
patrząc Lisie prosto w oczy.
jednak mam cichą nadzieję, że Charlott nauczy się wyrażać emocje częściej, niż ten jednorazowy incydent ;)
OdpowiedzUsuń