„Nareszcie koniec lekcji” – pomyślała Charlott. Szkoła mocno działała jej na nerwy. Była silna i miała mocny charakter, więc gdy była wściekła potrafiła nieźle przyłożyć. „Teraz na przystanek, a później do domu – czyli jak zwykle”. Do domu nigdy nie wracała autobusem, mimo że dostawała pieniądze na bilety. Po prostu nie lubiła tłoku panującego w pojeździe. W sumie niezła sumka się już uzbierała… Na przystanek przychodziła tylko żeby zobaczyć się z Michaelem.
Michael był od niej dwa lata starszy. Poznała go na koloniach rok temu. Świetnie się dogadywali. To on tak ją zmienił – zaczęła nosić glany i codziennie ćwiczyła, dzięki czemu była teraz tak silna. Nauczył ją pływać i rozpalać ogień. A na koniec kolonii dał jej prezent - jej pierwszy scyzoryk. Dziewczyna bardzo lubiła Michaela. Ale żeby nie było nieporozumień – nie w ten sposób. Był je dobrym przyjacielem.
Po obozie się rozstali. Ale gdy po pół roku dziewczyna przeprowadziła się do nowego miasta, odkryła, że Michael wraca tędy do domu. A konkretnie przesiada się z jednego autobusu do drugiego, jadącego piętnaście minut później. Zawsze mieli trochę czasu, żeby porozmawiać.
Charlott usiadła na ławce koło tabliczki z rozkładem jazdy. Jej przyjaciel będzie tu dopiero za dwadzieścia minut, więc może teraz spokojnie porysować. Wyciągnęła swój kołonotatnik i strzepnęła z niego resztki szkolnego drugiego śniadania. Obok na ławce położyła swój ukochany zestaw ołówków, który dostała w wieku dziewięciu lat na gwiazdkę od mamy. Wzięła do ręki najkrótszy ołówek i dała się ponieść.
Ku swemu zdziwieniu zamiast rysować silną postać pokonującą kogoś lub coś, jak to zwykle robiła, gdy była wściekła, narysowała coś zupełnie innego. Rysunek zaczynał się w samym rogu kartki niewielką szarą plamką. Później rozrastał się coraz bardziej, zostawiając na środku niewielkie białe pole. Gdy ciemność pokryła wszystko poza tą białą plamą na środku, rysik skierował się prosto na niezarysowaną część kartki. Uderzał teraz niesamowicie szybko w kartkę, tworząc mnóstwo małych kropek. Na koniec dorysował pień.
„Drzewo?” – pomyślała. – „Czemu? Coś mną pokierowało, ale nie jestem pewna co…”
Jak zawsze po zakończeniu szkicu emocje jakby z niej wyparowały. Lubiła ten sposób pozbywania się ich. Był przyjemny.
Spojrzała na zegarek. Michael będzie tu lada chwila. Wrzuciła kołonotatnik i ołówki do torby i wbiła wzrok w odległy kraniec drogi. Już po niecałej minucie pojawił się tam czerwony autobus numer pięćdziesiąt dwa. Zatrzymał się na przystanku i ze środka wyszło kilka osób.
-Cześć! – powiedziała Charlott podchodząc do Michaela.
- Cześć – uśmiechnął się chłopak. – Dawno cię nie widziałem. Chyba tylko dzięki temu, że znów cię zobaczę cieszyłem się z końca wakacji.
Chłopak o pół głowy przewyższał Charlottę, miał krótkie, zmierzwione, brązowe włosy i ciemne oczy. Ubrany był w białą koszulę w brązową kratę i ciemnobrązowe szorty. Na plecach niósł szary plecak wysmarowany markerami – podpisali się tam wszyscy jego znajomi. Tylko Charlotty nigdy o to nie prosił, ale dziewczyna nie zwracała na to uwagi.
- Stęskniłam się za tobą – powiedziała, siadając na ławce.
- Ja też – odparł. – Nawet mam coś dla ciebie.
- Serio? Ja też mam coś dla ciebie.
Oboje zaczęli szperać w torbach. Już po chwili każde z nich trzymało coś za plecami.
- Kto najpierw?
- Kobiety mają pierwszeństwo – wcisnął prezent dla Charlott pod plecak.
- No dobrze. Ja w tym roku nigdzie nie wyjeżdżałam, ale udało mi się wyrwać z domu i poszłam do miasta. To ci się przyda do twojej gitary elektrycznej, o której mi opowiadałeś przed wakacjami. – to mówiąc, dziewczyna podała mu fioletową kostkę do gry na gitarze.
- Wielkie dzięki! Nie spodziewałem się takiego prezentu. Ja nie mam dla ciebie niczego wyjątkowego…
- No weź, przestań się ze mną droczyć i daj mi już ten prezent.
- Dobra, dobra – Michael wyciągnął spod plecaka niewielkie białe pudełko i położył przed Charlott.
Dziewczyna wzięła je do rąk i otworzyła.
- Jej… - wyszeptała, biorąc do rąk srebrny łańcuszek, na którym wisiał zrobiony z metalu glan wielkości jej paznokcia. – Naprawdę, nie musiałeś…
- Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Codziennie po szkole, w podłym nastroju wracam sam do domu i zawsze na przystanku widzę ciebie – nie ważne czy leje, czy sypie śnieg, czy jest upał, ty zawsze tam jesteś. Bardzo chcę ci za to podziękować – Charlott czuła, ze się rumieni. – A, jeszcze jedno. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale wszyscy moi znajomi podpisali się na moim plecaku, a ty nie. Czy uczynisz mi tą przysługę i podpiszesz się? – spytał, wyciągając w jej stronę rękę, w której ściskał zielony marker. Wszystkie podpisy złożone były właśnie zielonym kolorem.
- Oczywiście, ale pozwól, że użyję swojego markera.
Już po chwili, wśród mnóstwa zielonych liter, znalazło się te osiem czerwonych: Charlott. I dopisek: „Zawsze będę o Tobie pamiętać”
Autobus odjechał, zabierając ze sobą jej przyjaciela, a ona udała się w kierunku domu. Nie uśmiechała się – to nie było w jej zwyczaju, chyba, że ktoś bliski był koło niej – ale to nie oznaczało, że się nie cieszy. W środku wręcz skakała z radości. Choć niechętnie, musiała przyznać jedno - chyba powoli zaczynał jej się podobać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz