poniedziałek, 2 września 2013

Opowieść o pewnej dziewczynie kochającej noc

Taaak, nowe opowiadanie. Bo miałam wenę i pomysł, nie mogłam tego zmarnować! ;d Mam nadzieję, że mi wybaczycie... Czy będzie ciąg dalszy? W sumie... Czemu nie? ;P Nie dzielę jeszcze na rozdziały, bo nie wiem jak długie wyjdzie.

- Marcelina Derticco będzie od dziś waszą nową koleżanką. Bądźcie dla niej mili.
- To się wymawia „Marselina Dertikko”, proszę pani – poprawiła nauczycielkę dziewczyna, po czym zajęła miejsce w przedostatniej ławce i wyciągnęła zeszyty.
- Ach, dobrze – pani Oliviera odłożyła dziennik na bok i przeszła do lekcji. – A więc kto mi przypomni nasz ostatni temat?
Wzrok wszystkich z Marceliny  przeniósł się na nauczycielkę. Tylko James wciąż przyglądał się nowej koleżance, lecz gdy ta odwróciła się w jego stronę, wsadził nos w książkę. Ta dziewczyna była… nietypowa. Nie nosiła jaskrawych, kolorowych, modnych ciuchów, tylko zwykłą czarną bluzkę z długim rękawem. Ciemne dżinsy rurki, zielone trampki, a w kasztanowych falowanych włosach mnóstwo sznurków i koralików. Ciemna karnacja kontrastowała z biało - niebieskimi oczami. Miała płaskie usta oraz lekko garbaty, drobny nos. Przeciętna uroda. Do jej ciemnego plecaka było przyszyte mnóstwo maleńkich koralików układających się w kształt gwiazd  i planet. „Ciekawe, czy sama je przyszywała…” – zdążył jeszcze pomyśleć, po czym nauczycielka wzięła go do odpowiedzi.
Na długiej przerwie Marcelina stała sama, gryząc kanapkę i wyglądając przez okno. Kilka metrów dalej reszta dziewczyn z klasy zbiła się w gromadkę i chichocząc spoglądała w jej stronę. Co chwilę któraś rzucała kilka słów, po czym wszystkie wybuchały śmiechem. Marcelina niewiele sobie z tego robiła, wyglądała jakby w ogóle ich nie widziała. Jakby to nie ona była obiektem kpin.
- Nie widzisz, że się z ciebie śmieją? – James wreszcie nie wytrzymał i podszedł do dziewczyny.
- Kto? – Marcelina odwróciła się w jego stronę z wyrazem zdziwienia na twarzy.
- One – chłopak wskazał na chichoczącą grupkę dziewczyn.
- Nie mają się z czego śmiać – z uśmiechem wzruszyła ramionami. – Więc czemu miałabym się przejmować?
Jamesa zatkało. Nigdy by w ten sposób o tym nie pomyślał.
- A poza tym – zniżyła głos do szeptu – im bardzie się przejmujesz, tym większą satysfakcję im dajesz. Gdzie mieszkasz? – spytała już swobodnym tonem.
- O tam – chłopak wskazał blokowisko, które było widać przez szkolne okno. Daleko na wzgórzu majaczyły szare budynki.
- Co myślisz o tym miejscu? Podoba ci się?
- Wszędzie tylko szare bloki, hałas i spaliny. Nie ma miejsca, gdzie można by na chwilę usiąść i nie słyszeć nieustannego gwaru – pokręcił głową. – Nie ma prawie żadnych latarni! No i mieszkania są małe. A ty, gdzie mieszkasz?
- W niesamowitym miejscu. Wszędzie mnóstwo ludzi, każdy tak zajęty swoimi sprawami że mogę go bez przeszkód obserwować i rozmyślać dokąd się spieszy. W moim małym pokoju mogę odciąć się od świata i posiedzieć  w ciszy ze świadomością, że na zewnątrz jest głośno, jakbym żyła w innej rzeczywistości. Nocą z łatwością obserwuję gwiazdy, bo latarnie przy mojej ulicy nie świecą i wyraźnie wszystko widać. A w świetle księżyca bloki wyglądają jak srebrne budowle świecące własnym światłem… - rozmarzyła się Marcelina.
- To niesamowite! –szepnął James. – A gdzie to jest?

- Mieszkam na tym samym osiedlu co ty – odparła z niewinnym uśmiechem i poszła w stronę klasy, bo właśnie zadzwonił dzwonek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz