- Marcelina Derticco będzie od dziś waszą nową koleżanką.
Bądźcie dla niej mili.
- To się wymawia „Marselina Dertikko”, proszę pani –
poprawiła nauczycielkę dziewczyna, po czym zajęła miejsce w przedostatniej
ławce i wyciągnęła zeszyty.
- Ach, dobrze – pani Oliviera odłożyła dziennik na bok i przeszła
do lekcji. – A więc kto mi przypomni nasz ostatni temat?
Wzrok wszystkich z Marceliny przeniósł się na nauczycielkę. Tylko James wciąż przyglądał się nowej koleżance, lecz gdy
ta odwróciła się w jego stronę, wsadził nos w książkę. Ta dziewczyna była…
nietypowa. Nie nosiła jaskrawych, kolorowych, modnych ciuchów, tylko zwykłą
czarną bluzkę z długim rękawem. Ciemne dżinsy rurki, zielone trampki, a w
kasztanowych falowanych włosach mnóstwo sznurków i koralików. Ciemna karnacja
kontrastowała z biało - niebieskimi oczami. Miała płaskie usta oraz lekko
garbaty, drobny nos. Przeciętna uroda. Do jej ciemnego plecaka było przyszyte mnóstwo maleńkich
koralików układających się w kształt gwiazd
i planet. „Ciekawe, czy sama je przyszywała…” – zdążył jeszcze pomyśleć,
po czym nauczycielka wzięła go do odpowiedzi.
Na długiej przerwie Marcelina stała sama, gryząc kanapkę i
wyglądając przez okno. Kilka metrów dalej reszta dziewczyn z klasy zbiła się w
gromadkę i chichocząc spoglądała w jej stronę. Co chwilę któraś rzucała kilka
słów, po czym wszystkie wybuchały śmiechem. Marcelina niewiele sobie z tego robiła, wyglądała jakby w ogóle ich nie widziała. Jakby to nie ona była
obiektem kpin.
- Nie widzisz, że się z ciebie śmieją? – James wreszcie nie
wytrzymał i podszedł do dziewczyny.
- Kto? – Marcelina odwróciła się w jego stronę z wyrazem
zdziwienia na twarzy.
- One – chłopak wskazał na chichoczącą grupkę dziewczyn.
- Nie mają się z czego śmiać – z uśmiechem wzruszyła
ramionami. – Więc czemu miałabym się przejmować?
Jamesa zatkało. Nigdy by w ten sposób o tym nie pomyślał.
- A poza tym – zniżyła głos do szeptu – im bardzie się
przejmujesz, tym większą satysfakcję im dajesz. Gdzie mieszkasz? – spytała już swobodnym tonem.
- O tam – chłopak wskazał blokowisko, które było widać przez
szkolne okno. Daleko na wzgórzu majaczyły szare budynki.
- Co myślisz o tym miejscu? Podoba ci się?
- Wszędzie tylko szare bloki, hałas i spaliny. Nie ma
miejsca, gdzie można by na chwilę usiąść i nie słyszeć nieustannego gwaru –
pokręcił głową. – Nie ma prawie żadnych latarni! No i mieszkania są małe. A ty,
gdzie mieszkasz?
- W niesamowitym miejscu. Wszędzie mnóstwo ludzi, każdy tak
zajęty swoimi sprawami że mogę go bez przeszkód obserwować i rozmyślać dokąd
się spieszy. W moim małym pokoju mogę odciąć się od świata i posiedzieć w ciszy ze świadomością, że na zewnątrz jest
głośno, jakbym żyła w innej rzeczywistości. Nocą z łatwością obserwuję gwiazdy, bo latarnie przy mojej ulicy nie świecą i wyraźnie wszystko widać. A w świetle
księżyca bloki wyglądają jak srebrne budowle świecące własnym światłem… -
rozmarzyła się Marcelina.
- To niesamowite! –szepnął James. – A gdzie to jest?
- Mieszkam na tym samym osiedlu co ty – odparła z niewinnym
uśmiechem i poszła w stronę klasy, bo właśnie zadzwonił dzwonek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz