środa, 27 lutego 2013

"Appie" rozdział 3


Rozdział 3
Szkoła

Nadszedł ranek pierwszego dnia szkoły. Odświętnie ubrana Appie szła ze swoją skórzaną torbą w stronę szkoły. Mimo, że rozpoczęcie roku zaczynało się dopiero o dziewiątej, Appie już o ósmej musiała wyjść z domu, jeśli nie chciała się spieszyć. Zresztą i tak wstawała o piątej, żeby dotrzeć na wschód słońca. Dziś zobaczyła w wizji budynek szkoły, zdenerwowanego tatę, roześmianego Koe’go i gromadę uczniów wchodzących do szkoły. Po wybraniu słów „magia, słońce, Oiav” poczuła przypływ mocy. Był pierwszy września, czyli Appie miała dostęp do mocy Oiav przez cały dzień, oraz – co najlepsze – z każdego miejsca. Rano zaczerpnęła dużo energii. Czuła, że emanuje magią. Dowolna istota magiczna (czarodziejka, wróżka itp.) mogła ją wyczuć z odległości nawet kilometra. Dowiedziała się tego od Oiav w swoje dziesiąte urodziny, czyli pierwsze urodziny po odnalezieniu dziennika. Na szczęście „zwykłe” osoby tego nie zauważały. Nikt w szkole nie dowie się o jej mocach.
Nie była pewna, jak przywitać się z Lisą. Jak koleżanki? Jak przyjaciółki? Przytulić ją i powiedzieć, że tęskniła? Ha, tęskniła, i to jak! Ile nocy przepłakała po jej wyjeździe… Nawet teraz czuła dotkliwą pustkę. Brakowało jej Lisy.

***

Skok, puf. Skok, puf. Skok, puf. Wysoka, szczupła, dwunastoletnia dziewczyna skakała po drodze. Przy każdym jej kroku w powietrze unosił się delikatny obłoczek brązowego pyłu. Miała długie, kręcone blond włosy z zafarbowanymi na rudo końcówkami. Była opalona, a na jej twarzy znajdowała się cała masa piegów.  MIała na sobie luźne, brązowe szorty i białą, odświętną bluzkę. „Puf” robiła pomarańczowa torba, gdy obijała się o jej biodro. To zauważyłaby pierwsza z brzegu osoba. Istocie magicznej natomiast rzuciłoby się w oczy coś innego.
Wokół dziewczyny znajdowała się aura magii. Magii światła, dla ścisłości. Była nią bardzo szczelnie otoczona. Wyczuwalna na kilometr czarodziejka.
Ale jedna rzecz nie pasowała do jej wesołej postawy. Nie uśmiechała się.
Myślami była zupełnie gdzie indziej. Wspominała dawną przyjaciółkę i zastanawiała się, czy gdy spotkają się w szkole wrócą dawne czasy. Chociaż po tym, jak odkryła swoją moc nie była tego taka pewna… Oczywiście będzie musiała powiedzieć, że jest czarodziejką. Przyjaciółki nie mają przed sobą sekretów. Ale jak to zrobić? Czy jej uwierzy? Już wkrótce się tego dowie.

***

Równocześnie stanęły przed niebieskim budynkiem szkoły. Obie bardzo się zmieniły.
Appie czterolatka była bladziutka, miała czarne, ścięte na chłopaka włosy. Nos i kolana zawsze odrapane. Nosiła luźne spodnie i za dużą bluzkę. Teraz jej czarne włosy były długie i proste, cera kremowa. Ubrała białą, prostą sukienkę odkrywającą jej szczupłe łydki bez zadrapań.
Mała Lisa zawsze związywała blond włosy wstążką. Jej nos pokrywały pojedyncze piegi. Chodziła w spodniach i bluzkach w dziewczęce wzory. Była niższa od Appie. Gdy stanęła pod szkołą jej włosy były rozpuszczone, a końcówki zafarbowane na rudo. Piegi pokryły całą jej twarz. Założyła dziś proste spodnie i odświętną bluzkę. Przerastała Appie niemal o głowę.
Nie poznały się, ale każda z nich wyczuła coś dziwnego. Jako istoty magiczne (czarodziejki światłości) wyczuwały obecność magii. Spojrzały na siebie, ale nie domyśliły się przyczyny nieznanego uczucia.
W szkole Appie udał sie do sali gimnastycznej. Tam zawsze dyrektorka witała uczniów i mówiła, do jakich sal mają się udać poszczególne klasy.
Uderzyły ją ludzkie emocje. Moc Lisy nie obejmowała tylko wizji, dziewczyna mogła wyczuwać emocje innych osób. Teraz poczuła podniecenie, strach, radość, niecierpliwość i mnóstwo innych uczuć uczniów znajdujących się w sali.
Mikrofon zapiszczał przeciągle. Dyrektorka szybko odsunęła się od głośnika.
- Dzień dobry – zaczęła, ale jej głos zagłuszyły rozmowy.
- HEJ! – krzyknął pan Warren, a na sali zapadła cisza. Szkolny konserwator budził respekt nawet gimnazjalistów.
- Dziękuję – uśmiechnęła się do niego dyrektorka. – Dzień dobry – zwróciła się do uczniów. – Witam was w nowym roku szkolnym…
Appie przestała słuchać. Nauczyła się zwracać uwagę tylko na istotne elementy przemówienie pani Smith.
- Każda klasa uda się do innej sali. Teraz przeczytam do jakiej…
Czyli znowu trzy minuty czekania. Appie zastanawiała się, gdzie jest Lisa. Nie widziała jej wśród uczniów, ale była na liście. No cóż, zaraz się dowie.
- Klasa szósta. Przydzielono wam salę numer… - kobieta pochyliła się nad kartką i zmarszczyła brwi. Najwyraźniej miała problemy z odczytaniem numeru. – To jest chyba sześć… Ale równie dobrze może to być osiem… Albo pięć… To wy zostańcie w sali gimnastycznej – poddała się. – Klasa pierwsza gimnazjum…
Po przeczytaniu wszystkich klas uczniowie wyszli z pomieszczenia. Została tylko szósta klasa wraz z wychowawczynią. Kobieta około dwudziestoletnia miała czarne włosy, bardzo podobne do włosów Appie. Ubrana była w beżową bluzkę na ramiączkach i fioletową spódnicę. Widząc wychodzącą dyrektorkę wyraźnie się rozluźniła. Usiadła na ziemi, a czternaścioro szóstoklasistów zrobiło to samo.
- Dzień dobry. Jestem Ewa… Znaczy się, pani Ewa Jarowska – poprawiła się szybko. – Uczę informatyki. Dopiero zaczynam karierę nauczyciela, więc musicie mi niektóre błędy wybaczyć – uśmiechnęła się. – Plan lekcji muszę wam przedyktować, bo nie mam gdzie zapisać. W takim razie podam tylko jutrzejszy, a jutro zapiszecie resztę. Sprawdzę jeszcze obecność – sięgnęła po bordowy dziennik. – Podnieście rękę, gdy was wyczytam. Alan, Ines, Lisa, Diana, Tomek, Appie, Jonny, Seth, Amy, Charlotta, Marta, Cornelia, Dawid, Max.
To ona?! To nie może być ona! – Appie i Lisa spojrzały na siebie po sprawdzeniu obecności i obie pomyślały o tym samym.  Lustrowały się teraz wzrokiem nie mogąc uwierzyć, że aż tak się zmieniły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz