Rozdział 1
Inna szkoła
Eliza wyszła z domu i wsiadła na rower. Ze zdenerwowania trzęsły jej się ręce. „Przecież nie może być aż tak źle…” – myślała. Pierwszy dzień w szkole po wakacjach zawsze był trudny, zwłaszcza w nowej szkole. Eliza mknęła teraz ścieżką mocno naciskając pedały starego, niebieskiego roweru. Dostała go od sąsiada, pan Henryk tylko trochę go zreperował.
- Będą się śmiać… - mruknęła. – „przyjechała na takim gracie!”. Może i jest zardzewiały, ale przynajmniej lekki.
Prawda, rower pokrywały duże plamy rdzy, więc był bardziej brązowy niż niebieski.
Eliza miała włosy koloru kasztanowego, przechodzącego w rudy, zawsze związane w warkocz. Zwykle nosiła jedną ze swych sukienek, najczęściej żółtą, fioletową lub zieloną. W niedziele białą. Szare trampki i obdarte nogi kontrastowały z delikatnymi falbankami materiału sięgającymi do jej kolan.
- No i oczywiście strój… - dodała pod nosem. – „ O rany! Ale brzydka, stara sukienka!” Ja to dobrze znam… - dodała ze smutkiem.
Niestety, jej rodzina nie należała do najbogatszych…
W poprzedniej szkole też jej dokuczali. Najbardziej chłopcy. Ciągnęli ją za warkocz i śmiali się z niej, a ona nie miała odwagi im odpowiedzieć. Zawsze żałowała, że nie ma starszego brata. On by jej pomógł…
Z domu do szkoły na rowerze dojeżdżała w piętnaście minut. Mieszkała we wsi Campi di grano, co po łacinie mniej więcej oznaczało „pola pszenicy”. Gdziekolwiek spojrzeć, widać było domy i bezkresne pola uprawne, gdzie kołysało się zboże. Piękny widok.
Eliza urodziła się w Campi di grano, jednak w wieku sześciu lat pojechała do szkoły z internatem w Nowym Jorku. Stało się to po śmierci jej mamy, która nagle zachorowała. Męczyła się dwa miesiące w chorobie, aż zmarła. Dziewczyna nigdy nie znała taty.
Została sama.
Wysłano ją do Nowego Jorku, do szkoły. To było przynajmniej tymczasowe rozwiązanie. Szybko nauczyła się języka. Przebywała tam przez pięć lat.
Później wróciła z powrotem do domu, gdzie zgodzili się opiekować nią pani Pola Ness (krawcowa) i pan Henryk Ness (stolarz) - małżeństwo, które nigdy nie miało dzieci. Kochali ją i wychowywali jak własną córkę.
Eliza pracowała na farmach, by zarobić trochę pieniędzy. Zajmowała się tym przez rok.
Po tym czasie jej „rodzice” zdecydowali się zapisać ją do najbliższej szkoły znajdującej się piętnaście kilometrów dalej, w mieście Mitis, co po łacinie oznacza „łagodny”.
Była to niewielka szkoła podstawowa, niedaleko niej znajdowało się gimnazjum.
Właśnie dziś miała tam po raz pierwszy pojechać. Właśnie dziś miała rozpocząć tam naukę, wreszcie po polsku. Dlatego tak się denerwowała. Nie miała pojęcia, czy tu potraktują ją tak samo. Była niemal pewna, że znowu spotka się z wyzwiskami, drwinami i brakiem zrozumienia. Żywiła jednak cichą nadzieję, że uda jej się znaleźć choć jedną osobę, która po prostu podejdzie do niej i powie: „Cześć. Jesteś tu nowa? Miło mi cię poznać.”.
Mogła jednak tylko czekać i pedałować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz