Rozdział 4
Rozmowa
Lisa i Appie stały razem przed szkołą, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę. Wreszcie Lisa nie wytrzymała. Rzuciła się na Appie i ją przytuliła.
- Tak bardzo tęskniłam… - wyszeptała.
- Ja też – powiedziała Appie i również ją przytuliła.
Odsunęły się od siebie.
- Ale się zmieniłaś – stwierdziła Lisa. – Mogłabym do ciebie wpaść?
- Jasne. Tylko wracając spacerem będziemy dopiero za godzinę…
- Nie ma problemu – uśmiechnęła się blondynka. – Będziemy miały czas, żeby pogadać.
Szły razem wiejską drogą. Appie znowu czuła tą dziwną energię. Nie tylko swoją magię. Zaczynała podejrzewać, że Lisa też jest czarodziejką światłości. Tylko nie wiedziała, jak ją o to zapytać…
- Lisa… Czy ty… czy może…
- Tak? – dziewczyna stanęła i zaczęła wpatrywać się w nią swoimi zielonymi oczami.
- Pamiętasz tamten kawałek papieru, który znalazłyśmy kiedyś pod Oia… pod drzewem? Miałyśmy go kiedyś razem przeczytać… A potem ty wyjechałaś i ja o nim zapomniałam. Znalazłam go kilka lat później. Były na nim… Tylko mnie nie wyśmiej… Tam były przepisy na eliksiry. I wskazówka, jak znaleźć inne receptury i cały dziennik z przepisami. To był dziennik dziewczyny, która miała na imię Nea. Napisała tam, że jest czarodziejką światłości. I jateż jestem czarodziejką światłości! Przy wschodzie słońca mam wizje, dzięki mocy Oiav – tego drzewa, w którym była kartka. Ja wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale…
- Ty też?! – przerwała jej Lisa. – Ja tak samo jestem czarodziejką światłości! Och, to dlatego czułam tą dziwną energię – ty emanujesz magią, tak samo jak ja. Ale ja mam nie tylko wizje, mogę także wyczuwać ludzkie emocje. Moje drzewo – opiekun nazywa się Tauzuruz. Gdy się przeprowadziłam, znalazłam w jego gałęziach szary notes. Moim poprzednikiem był Luis. On mógł leczyć rany i choroby.
Appie zatkało. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Były już niedaleko jej domu, jednak dziewczyna zmieniła nieco plany.
- Chodź na plażę – rzuciła tylko i puściła się pędem przez las.
Lisa zrobiła to samo i już po trzech minutach biegły po złotym piasku w stronę Oiav. Appie dotknęła drzewa i poczuła przypływ mocy. „Przyjemne uczucie” –pomyślała.
- To jest Oiav? – spytała Lisa, a gdy przyjaciółka kiwnęła głową dotknęła delikatnie jej kory.
- Au! – blondynka odsunęła dłoń od drzewa.
- Co się stało? – spytała zdziwiona Appie.
- Sama nie wiem… Oiav chyba się broni.
- Czemu?
- To wie tylko Oiav. Może… Może boi się, że ją skrzywdzę? Albo tak się do ciebie przywiązała, że akceptuje tylko twoją energię? Pogadaj z nią. Znaczy… Wiem, że ona ci nie odpowie, ale uspokój ją trochę. Bardzo jestem ciekawa jej energii.
„Spokojnie” – Appie zwróciła się do Oiav i zamknęła oczy – „To jest przyjaciel. Nie skrzywdzi cię. To czarodziejka światła. Jej opiekunem jest Tauzuruz - może go znasz? Nie bój się. Otwórz się na nią, nic ci nie będzie.” Dziewczyna czuła, jak frustracja i panika Oiav ustępują opanowaniu i poczuciu bezpieczeństwa.
- Spróbuj teraz – powiedziała do Lisy Appie. – Tylko… Powoli i spokojnie.
Ręka Lisy zbliżyła się do Oiav. Dziewczyna musnęła najpierw jej korę, a potem położyła całą dłoń na pniu. Poczuła ciepło przepływające przez całe ciało. A potem tą inną, nieznaną jej energię. Magię swojego opiekuna Lisa określiłaby jako… niebieską. A Oiav jako czerwoną. Kiedy energia Lisy i Oiav zaczęły się łączyć w dziewczynie, poczuła ona coś dziwnego. Jakby… przeciwieństwa. Jakby magia Tauzuruza i Oiav były całkiem inne. Jak plus i minus. To było przyjemne, ale zaczynało się zmieniać. Lisa miała ochotę oderwać dłoń od kory, ale nie chciała denerwować opiekunki, więc delikatnie zdjęła rękę z pnia, powoli odrywając od niego palce.
- I jak? – Appie obserwowała przyjaciółkę przez cały czas, próbując się dowiedzieć, co dzieje się w umyśle dziewczyny.
- To było… Nietypowe doświadczenie – powiedziała Lisa, opadając na piasek. – Zupełnie mnie wykończyło. Jej energia jest inna niż Tauzuruza. Te dwa rodzaje magii są tak jakby przeciwieństwami. Gdy zaczęły się we mnie mieszać, poczułam najpierw ciepło, potem chłód i tak na zmianę, cały czas. Na początku było to przyjemne, ale potem zaczęło przeradzać się w ból i musiałam zabrać rękę. Chyba przekazałam też trochę mojej energii Oiav. Pod koniec czułam, że ona też chce już zerwać przekaz. Może dla niej to też było nieprzyjemne…
- A gdzie właściwie rośnie Tauzuruz? Nawet nie wiem, gdzie się przeprowadziliście… I nie wiem czemu. Lisa, czy możesz mi to powiedzieć?
Dziewczyna już otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale nagle w jej torbie zabrzęczał telefon.
- Wiadomość od mamy – powiedziała, patrząc na wyświetlacz. – muszę wracać. Za dwie godziny mam być w domu – spojrzała na przyjaciółkę. – Jutro ci opowiem.
- No… dobrze. To na razie.
Uścisnęły się na pożegnanie, a potem Lisa wbiegła między drzewa i zniknęła Appie z oczu.
***
W domu Appie zastała tylko tatę czytającego gazetę przy kuchennym stole.
- Gdzie są wszyscy? – zapytała, rzucając torbę koło stojaka na parasole.
- Mama w mieście, Koe bawi się gdzieś na dworze. Obiad jest na blacie, koło lodówki.
Dziewczyna przeszłą przez kuchnię, żeby wziąć sobie porcję spaghetti. Czułą się tu nieswojo bez krzątającej się mamy, która zawsze śpiewała przy gotowaniu. Przeszkadzała jej ta c i s z a. Włączyłaby radio, gdyby nie to, że go nie mieli. Nigdy nie było potrzebne.
- Jak tam w szkole? – tata próbował chyba jakoś zacząć rozmowę. – spotkałaś się z Lisą?
- Tak – mruknęła tylko Appie, rozgrzebując makaron widelcem. Drażniła ją obecność taty. Może to głupie, a już na pewno nie miłe, ale miała wrażenie, że on tu nie pasował. Kiedy jadła z mamą, rozmowa zawsze sama przychodziła. Ale teraz…
- A jak wasza wychowawczyni? Jak ma na imię? – tata nie miał zamiaru ustąpić.
- Ela… to jest: pani Ela Jarowska.
- Podoba ci się szkoła?
Appie podniosła wzrok znad talerza. Czemu on się o to wszystko pyta? Nigdy go to specjalnie nie obchodziło. Wpadał na weekendy, zostawiał jakieś drobne prezenty jej i Koe’mu, dawał mamie forsę i wyjeżdżał. O co mu chodzi?
Ojciec zmieszał się nieco pod jej spojrzeniem i wlepił wzrok w gazetę, nie pytając już o nic. Posiłek minął w milczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz