środa, 27 lutego 2013

'Liette" rozdział 2


Rozdział 2

Analizowałam w myślach wszystko jeszcze raz.
W środku nocy przychodzi do mnie obcy mężczyzna, ubrany co najmniej dziwnie i mówi: „Jesteś wybrana. Polecisz na smoku.” Nie zdziwiłabym się, gdyby teraz stanął przede mną znowu, a bita śmietana wypłynęła mu uszami – bo jestem niemal pewna, że on mi się przyśnił.
Jednak mimo to, coś kazało jej się spakować. Coś kazało jej nastawić budzik na piątą, mimo że jutro była sobota.
Bo coś pchało ją do wiary w słowa tego dziwnego snu. Snu? Czy to był sen? Jeśli tak, to dlaczego latarka leży na stoliku nocnym, a nie w szufladzie? Czemu na wycieraczce przed drzwiami jest świeże błoto? Liette nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Wkrótce wyczerpana rozmyślaniami zasnęła.

***

Budzik wyrwał ją ze snu.
- To dziwne – mruknęła do siebie. -  Wydawało mi się, że dziś jest sobota… Bo przecież jest! Po co ja nastawiałam budzik? Czemu moja torba jest spakowana? Nic nie rozumiem.
Dziewczyna nie pamiętała dziwnych wydarzeń sprzed nocy, ale już wkrótce wspomnienia miały powrócić.
Liette, nadal nic nie rozumiejąc ubrała się i zjadła śniadanie. Jak co dzień rano była w podłym nastroju – to kolejny dzień pobytu rodziców za granicą. Gdyby go ciągle nie przedłużali, już dawno byliby w domu i jedli z nią śniadanie. Razem…
Umyła talerz i zrobiła sobie kakao, dla poprawienia humoru.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Dziewczyna niechętnie zostawiła pyszny napój i poszła otworzyć – jak myślała – listonoszowi.
Za drzwiami stał…
- To pan! – krzyknęła.
- Tak, to ja. Wiem, że o mnie zapomniałaś, ale tak właśnie miało być – mówił ten sam człowiek, który wczoraj wydawał się snem, dzisiaj w ogóle go nie pamiętała, a teraz… no, teraz mówił do niej.
- Bo… to… pan… pan miał być wcześniej – jedynie tyle udało jej się wydukać przez zaskoczenie.
- Tak, wiem – męszczyzna zmieszał się nieco. –Ale musiałem… coś jeszcze załatwić. Spakowałaś rzeczy?
Popędziłam na górę do pokoju i przyniosłam moją starą, ciemnozieloną torbę wypchaną po brzegi.
- Serio polecimy na smoku? – nie mogłam się powstrzymać, by nie spytać. Znowu czułam dawną ekscytację.
- Nie na smoku – odparł. – Na smokach.
- Co?! – zatkało mnie.
- No, ty polecisz na jednym, ja na drugim – wyjaśniał, jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie i jakby nawet niemowlak umiał latać na smoku.
Nadal oniemiała Liette wyszła z domu i zobaczyła…
- T… to są prawdziwe smoki… - wyszeptała z zachwytem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz