Rozdział 5
Życie Lisy
Lisa biegła w szaleńczym tempie w stronę domu. Dwie godziny! Nie zdąży, na pewno nie zdąży. Spod szkoły miała autobus, który odjeżdżał za piętnaście minut. Czyli w piętnaście minut ma pokonać biegiem drogę, którą spacerem z Appie przeszły w czterdzieści pięć minut. Ha! Akurat się uda.
Stanęła na przystanku ledwie łapiąc oddech ze zmęczenia. Trzęsły jej się nogi po długim biegu. Usłyszała ciche syczenie. Podniosła wzrok. Jej autobus! To drzwi otwierały się z sykiem siłowników. Wpadła do środka, kupiła bilet u kierowcy, skasowała go i opadła na przednie siedzenie. Nadal ciężko oddychała. Zaczęła rysować coś palcem na brudnej szybie. Drzewo. To był Tauzuruz. Obok niego szczupła dziewczyna o długich włosach – Lisa. Teraz pionowa kreska. Dalej widać Appie i Oiav, jak lustrzane odbicie. „Zupełnie inne” – pomyślała. Appie bardzo ja zaskoczyła. Zmieniła się nie do poznania. Była teraz taka dziewczęca i bardzo ładna. Jej magia była ciepła. Magia Lisy była jak chłodny, letni deszczyk.
Dziewczyna zaczęła wspominać dawne czasy, by jakoś skrócić sobie nudną, czterdziestominutową podróż.
~*~
- Czemu wyjeżdżasz? – spytała z wielkim żalem sześcioletnia Appie. – Nie będziemy się już widzieć?
- Ja… Ja myślę, że to zbyt smutne, żeby teraz o tym mówić – Lisa, również sześciolatka drżącymi ze smutku rączkami pakowała swoje zabawki do torby. – Nauczymy się pisać listy. W szkole. I czytać. I ja do ciebie napiszę, a ty do mnie…
Przyjaciółki wyszły przed dom i patrzyły, jak ogromna ciężarówka wypełnia się meblami z mieszkania Lisy.
- Będę bardzo tęsknić – wyszeptała zwykle twardsza Appie i przytuliła się do dziewczynki.
- Ja też.
Lisa długa machała do Appie z okna samochodu, aż w końcu dom rodziny Keralis zniknął jej z oczu. Wtedy już zaczęła tęsknić za przyjaciółką. Tata co chwilę na nią zerkał, ale za każdym razem albo spała, albo celowo odwracała wzrok. Po co ma na niego patrzeć?! Przecież on zniszczył jej życie. Jej największą przyjaźń.
- Czemu się przeprowadzamy? – spytała po godzinie jazdy mała Lisa.
- Bo… - rodzice chyba nie wiedzieli, jak jej to wytłumaczyć.
Wreszcie mama znalazła odpowiednie słowa. Odwróciła się do córki i powiedziała:
- Posłuchaj, przez jakiś czas będziesz mieszkać w takiej szkole i się tam uczyć. Będziesz tam spać… to się nazywa „internat”. A w tym czasie tatuś będzie jeździł ciężarówką po kraju, a czasami nawet za granicą, więc nie będzie go w domu nawet przez kilka dni. Ja muszę pracować w fabryce, tak, jak cały czas pracowałam. Pamiętasz, jak to było? Wychodziłam rano, wracałam wieczorem. Więc nie miałby się kto tobą opiekować.
- Ale… tata miał inną pracę. Był zawsze w domu.
- Tylko zaczynało nam już brakować pieniążków, wiesz? Dlatego tatuś musiał znaleźć inną pracę.
Lisa była bardzo bystra, jak na swój wiek. Nienawidziła, gdy ktoś mówił do niej zdrobniale. Wbiła wzrok w szybę i zaczęła myśleć o tym, co powiedziała jej mama. Zawiedziona tą reakcją kobieta odwróciła się z powrotem w stronę przedniej szyby i zaczęła rozmawiać o czymś z tatą. Dziewczynka ich nie słuchała. Po co? Żeby było jej jeszcze gorzej? Będzie mieszkać w jakimś internacie, wśród obcych ludzi tylko dlatego, że jej rodzice chcą mieć więcej „pieniążków”.
Wtuliła się w swoją bluzę i zasnęła.
- Lisa… Kochanie… To już tu – mama delikatnie potrząsnęła dziewczynkę za ramię, a ona od razu się obudziła.
- Tu będziemy mieszkać? – spytała, rozglądając się dookoła.
- Tak, przez rok, dopóki ty nie skończysz przedszkola. Później pójdziesz do szkoły z internatem.
Sześciolatka wyszła z samochodu i spojrzała na fioletowo – biały dom stojący pomiędzy kilkudziesięcioma podobnymi domkami w różnych kolorach. Był to jednopiętrowy budynek o białych drzwiach i wielkich oknach. Wyglądał jak pałac… Ale ona nie potrafiła się tym cieszyć bez Appie.
Rodzice przez chwilę rozmawiał z kierowcą ciężarówki przewożącej ich meble, a potem weszli we trójkę do domu, zostawiając Lisę samą.
„Skoro tak was obchodzę, to mogę się nawet zgubić.” – pomyślała i postanowiła pozwiedzać okolicę. Wieczorem, koło godziny dwudziestej wróciła do domu. Spodziewała się zastać zrozpaczoną mamę siedzącą na schodach i tatę rozmawiającego z jakimś policjantem albo coś podobnego, jednak zamiast tego zobaczyła rodziców siedzących przy stole w kuchni i śmiejących się wraz z kierowcą. Zrozpaczona dziewczynka pobiegła na górę i rzuciła się na podłogę.
„Nienawidzę ich! Nienawidzę!” – krzyczała w myślach. Przepłakała wtedy całą noc.
Po roku życia w tym okropnym domu razem z wynajętą przez rodziców opiekunką Paulą nadszedł dzień, w którym Lisa miała przeprowadzić się do internatu. Na swoje siódme urodziny dostała piękny, gruby zeszyt. Teraz to był jej pamiętnik. Normą było to, że tata wyjeżdżał czasem nawet na dwa tygodnie. Taką miał pracę. Dziennym porządkiem był też brak mamy od szóstej rano do ósmej wieczorem. Zamiast wracać po pracy do domu (to jest o siedemnastej) ona wolała pójść z koleżankami do Spa albo do kawiarni. Dziewczynka czuła się odrzucona.„Może w internacie znajdę jakąś przyjaciółkę?” – zastanawiała się.
***
Budynek internatu miał trzy piętra i ogromny ogród. Po lekcjach, które kończyły się zawsze o czternastej uczniowie mogli iść do miasta lub uczestniczyć w zajęciach sportowych organizowanych przez szkołę. O dwudziestej każdy miał się już znajdować na terenie szkoły, o dwudziestej pierwszej w pokoju, a o dwudziestej drugiej zaczynała się cisza nocna i trwała do piątej rano. Lisy nikt tam nie lubił. Dziewczynka postanowiła znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła odpocząć od szkoły. W pracowni informatycznej przestudiowała na komputerze mapę miasta i znalazła idealne miejsce – oddalony o godzinę drogi autobusem las. Codziennie tam jeździła. Pewnego dnia, gdy siedziała między gałęziami dębu dostrzegła dziuplę. W środku leżał szary notes. Był to notes Luisa, w którym chłopak opisał swoją moc – był on czarodziejem światłości. Potrafił leczyć rośliny, zwierzęta, ludzi… Dziewczynka była pewna, że ona też jest czarodziejką światłości, postąpiła więc według wskazówek Luisa i w weekend, kiedy nauczyciele dawali im więcej luzu, przyjechała do lasu o czwartej rano. Wtedy miała pierwszą wizję. Niedługo potem odkryła swoją moc – wyczuwanie ludzkich emocji. Dowiedziała się też, że drzewo przy którym doświadcza wizji jest jej opiekunem i zwie się Tauzuruz.
Po pięciu latach stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. W piątej klasie Lisa dostała list od opieki społecznej. Napisali, że jej ojciec zginął w wypadku drogowym.
Mama sprzedała dom. Lisa opuściła internat. Przeprowadziły się do szarego bloku znajdującego się bardzo blisko lasu, w którym znajdował się Tauzuruz. Dziewczyna dokończyła naukę w tym semestrze w pobliskiej szkole, a potem… Potem dowiedziała się, jak blisko znajduje się szkoła Appie. I namówiła mamę, by ją tam zapisała.
~*~
Dziewczyna narysowała na szybie autobusu ich niewielki dom i mamę. Tak bardzo chciałaby wrócić do czasów, kiedy była jeszcze mała i bawiła się razem z Appie… Ale nie da się cofnąć czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz