Rozdział 6 cz.1
Jedna z nas
Appie i Lisa siedziały w sali lekcyjnej. Było już kilka minut po dzwonku, gdy do klasy pewnym krokiem weszła wysoka i mocno zbudowana dziewczyna. Kasztanowe włosy pozwijane w sprężynki opadały jej na ramiona. Jej oczy były brązowe, a usta duże. Miała na sobie obcisłą czerwoną bluzkę z krótkim rękawem, ciemnobrązową kamizelkę i dżinsowe spodnie sięgające jej do kolan. Stukając glanami o linoleum pokrywające podłogę pomieszczenia przeszła na miejsce, witając się uprzednio z nauczycielką i tłumacząc swoje spóźnienie awarią autobusu. Rzuciła jaskrawoczerwoną torbę z czarnymi, skórzanymi łatkami pod ścianę i usiadła obok niego na wolnym krześle w trzeciej ławce.
Gdyby nauczycielka dobrze ją znała, wiedziałaby, że z nią zawsze jest coś nie tak. Wiedziałaby, że wcale nie jeździ do szkoły autobusem. Gdyby ją znała, może nawet przeczuwałaby, że jest w złym nastroju. Ale nie znała jej ani trochę.
Brunetka wykorzystała fakt, że przed wzrokiem pani Jarowskiej zasłaniał ją siedzący w drugiej ławce Jonny i ułożyła się wygodniej. Nauczycielka zaczęła właśnie tłumaczyć, że godzina wychowawcza, która właśnie się rozpoczęła, to czas, kiedy klasa może się trochę poznać, dowiedzieć czegoś o innych… Dziewczyna tylko na to czekała. Powoli, jak najciszej wysunęła z torby gruby kołonotatnik i ołówek zakończony z jednej strony rysikiem, z drugiej gumką. Pochyliła się nad kartką, starając się jak najbardziej ukryć za Jonnym i zaczęła szkicować.
- Ekhem, panno… – pani Jarowska wychyliła się, by spojrzeć do dziennika. – Panno Charlotto, czy ja pani w czymś przeszkadzam?
Brunetka podniosła wzrok, słysząc swoje imię i spojrzała na nauczycielkę. Cała klasa patrzyła z zaciekawieniem w jej stronę.
- No, proszę, pokaż nam te rysunki.
Dziewczyna bez wahania podała jej kołonotatnik. Nie było tam nic takiego, kupiła go dopiero wczoraj. Znajdowało się w nim kilka szkiców, może ze trzy, przedstawiających drzewa i ludzi. Nic nadzwyczajnego. Dobrze, że jeszcze nie skończyła rysunku rozpoczętego przed chwilą. Każdy jej rysunek odzwierciedlał jej nastrój, albo jakieś wspomnienie. Czasami nawet sen lub ciekawy pomysł. W poprzednim szkicowniku narysowała swoją wkurzającą siostrę, którą trzymała za włosy tuż nad przepaścią. Uśmiechnęła się przelotnie na to wspomnienie. Tak, ale tu jeszcze nic nie ma. Na razie było spokojnie. Aż do dziś…
- Ładne –stwierdziła pani Jarowska, wyrywając ją z zamyślenia. – Ale nie rysuj na lekcji, dobrze?
Dziewczyna skinęła głową, choć i tak nie miała zamiaru posłuchać i schowała do torby kołonotatnik. Teraz i tak już niczego nie narysuje. Nauczycielka na pewno będzie jej pilnować do końca lekcji. Zamknęła oczy. Czuła jak gniew, który narodził się w niej rano kumuluje się. Podniosła powieki. Pani Jarowska nadal coś tłumaczyła, ale do Charlott słowa docierały jak przez mgłę. Czuła bicie swojego serca. Ścisnęła z całej siły krawędź ławki. Długo tak nie wytrzyma. Zaraz wybuchnie. Palce zaciskały się coraz mocniej i mocniej…
Drrrrrr! Dzwonek. Odetchnęła głęboko, wypuszczając z uścisku ławkę. Palce wyżłobiły w niej cztery wgłębienia od spodu i jedno u góry. Uniosła brwi ze zdumienia. „Jakim cudem…? Skąd w niej tyle siły? Nie, coś jej się wydawało.” – pokręciła głową. – „Przecież to niemożliwe!” Wyszła z sali starając się nie myśleć o tym dziwnym zjawisku.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz