środa, 27 lutego 2013

"Furtka do Meghont 2" rozdział 3



Rozdział 3
Klasa piąta

„Jak zwykle, nie mogło być Mel, tylko Melania…” – Myślała zdenerwowana Mella. Jej pełne imię wypowiedziane przez dyrektorkę raziło ją w uszy. – „Teraz wszyscy zapamiętają mnie jako Melanię…”
Wchodziła właśnie do klasy wraz z resztą uczniów.
Wychowawczyni, pani Melisa Radess usiadła przy biurku, a przed nią reszta klasy zajęła miejsca. Mel usiadła wraz z Anką, jej najlepszą przyjaciółką.
- Witajcie! – odezwała się uśmiechnięta nauczycielka. Była to młoda kobieta, miała długie, jasne włosy i błękitną sukienkę. – Mam na imię Melisa Radess i będę w tym roku waszą wychowawczynią. Nie znam was dobrze, więc myślę, że najpierw się przedstawimy, każdy powie kilka zdań o sobie, a później zapiszemy plan lekcji. – przerwała na moment, a gdy nikt nie zgłaszał sprzeciwu, kontynuowała. – W tej szkole uczę pierwszy raz. Będę z wami miała lekcje muzyki i plastyki. Myślę, że jesteście fajną klasą i pokażecie się z jak najlepszej strony. To może teraz ktoś inny… Może ty? – Wskazała na Matta. – Chłopak z brązowymi włosami.
- Em… - Matt zmieszał się nieco. – No więc jestem Matt. To jest moja siostra, Mel. – wskazał na Mellę. – Uczę się w tej szkole od pierwszej klasy i lubię grać w piłkę nożną.
- Dobrze! – powiedziała nauczycielka. – Kto teraz? Może ty?
Wszyscy po kolej przedstawili się i powiedzieli, co lubią robić.
Przyszła kolej na Elizę. Dziewczyna wstała i powoli zaczęła mówić.
- Jestem Eliza, mieszkam we wsi Campi di grano. Przez pięć lat mieszkałam w szkole z internatem w Nowym Jorku. W domu nie mam za wiele czasu dla siebie, ale najbardziej lubię przebywać na dworze i wymyślać historie. Nie mam rodzeństwa.
Usiadła. Czuła, jak trzęsą jej się ręce. Nigdy nikomu o sobie nie mówiła. Nawet swoim przybranym rodzicom. Wszystko opowiedzieli im sąsiedzi. Dziwnie się czuła. Jakby powiedziała coś nie tak...
“Pewnie z jakiejś bogatej rodziny” – stwierdziła w myślach Mel. – “Szkoła z internatem, do tego w Nowym Jorku. Chociaż ubrania nie są zbyt modne...”
- W porządku – nauczycielka podniosła się z krzesła. – Teraz zapiszcie plan lekcji. Poniedziałek: na ósmą, pierwsza jest matematyka…

***

Cała klasa wybiegła na korytarz. Pierwszy dzień szkoły był już za nimi, mogli więc powrócić do dawnych zajęć.
Od razu utworzyły się grupy po kilka osób. Widać było, że inni już się znają. Elizie udało się zapamiętać imiona dziewczyn. Anna, Lisa i Melania stały razem. Chociaż może powinna mówić na nią Mel, tak powiedział na nią Matt. Karolina i Ewelina, bliźniaczki rozmawiały z Natanielem. Tyle imion udało jej się zapamiętać.
Mella obejrzała się przez ramię. Ta nowa, Eliza szła korytarzem dwa metry za nimi całkiem sama, ze spuszczoną głową. W sumie wydawała się całkiem miła, miała ładną sukienkę i proste, szare trampki.
- Wracajcie same – powiedziała Mel do Anny i Lisy. – Ja muszę… coś załatwić.
Kiwnęły głowami i popędziły do wyjścia.
- Cześć – uśmiechnęła się Mella.
Eliza podniosła głowę.
- Cześć – powiedziała. – Ty jesteś… - miała ochotę powiedzieć Melania, ale w porę się powstrzymała. – Mel, tak?
- Tak. Nie zapamiętałaś mnie jako Melanię?
- Twój brat nazwał cię Mel. Jeżeli chcesz, mogę na ciebie mówić Melania…
-Nie! – przerwała szybko Mella. – Znaczy… Ja nie cierpię swojego pełnego imienia! – wyrzuciła z siebie dziewczyna. – Jest okropne! Mów mi Mel, albo Mella, ok.?
- Ok – Eliza kiwnęła głową zadowolona, że ktoś z nią rozmawia, zamiast przezywać.
- A ty jakie masz przezwisko?
- Ja… Nie mam.
- Jak to? Przecież chodziłaś do szkoły w Nowym Jorku, na pewno masz mnóstwo przyjaciół!
- No bo… Nikt mnie tam nie lubił. Przez te pięć lat wszyscy mnie przezywali. Nikt nie rozmawiał ze mną tak jak ty – Eliza była cała czerwona.
- Przepraszam, że poruszyłam ten temat – Mel delikatnie objęła koleżankę. – Chcesz do mnie wpaść? Mieszkam niedaleko.
- W sumie… Tylko nie za długo, bo będą się o mnie w domu martwić.
Już po dziesięciu minutach siedziały razem w domu Melli i piły pyszną herbatę malinową. Mel mieszkała w niewielkim, zielonym domku niedaleko parku. Jej pokój miał beżowe ściany , stały w nim meble z ciemnego drewna i komputer. Na szafie było mnóstwo plakatów, a całą tablice korkową wiszącą nad jej biurkiem, która miała jakieś pół metra na metr pokrywały ogromne ilości zdjęć. Tu Mel siedzi z przyjaciółkami w parku, tu wygłupiają się na rolkach…
Tak, Mel ma na pewno wielu przyjaciół – myślała Eliza. – Jest taka otwarta, taka pewna siebie, tak dobrze ubrana, ma taką ładną twarz, takie ładne włosy, porusza się z taką gracją…
- To co, zagramy w jakąś grę? Może „Monopoly”? – zapytała Mella.
Popołudnie minęło dziewczynom świetnie, aż do momentu, kiedy zegarek na nadgarstku Mel zapikał cicho.
- Co to było? – spytała Eliza, odrywając wzrok od planszy.
- To tylko mój zegarek – machnęła ręką Mella. – Pika tak o każdej równej godzinie.
- O każdej równej godzinie?! – poderwała się Eliza. – To która już jest? Kończyłyśmy piętnasta pięć. Więc jest już szesnasta? Mama na pewno się martwi, a ja jeszcze muszę tam dojechać na rowerze…
- To może zadzwoń i powiedz, że wrócisz później?
- Nie, ja… ja nie mam komórki… i nie pamiętam numeru – skłamała szybko dziewczyna. Przecież nie powie, że nie mają w domu telefonu!
- Może zabierzesz się jakimś autobusem? Jak się nazywała ta wieś?
- Nie mam pieniędzy na bilet – odpowiedziała wymijająco Eliza. No tak, do jej maleńkiej wsi nie dojeżdżał żaden autobus.
- Trudno, chyba musisz jechać – westchnęła Mel. – Poprosiłabym tatę, żeby cię podrzucił, ale wróci dopiero po siedemnastej. To na razie, do jutra. Elis – uśmiechnęła się otwierając drzwi. – Może być? Będę tak na ciebie mówić, jeśli chcesz.
Elis… To tak ładnie brzmiało, zwłaszcza w ustach Melli. Jasne, że chciała!
- Nareszcie mam przyjaciółkę – wyszeptała, drugi raz tego dnia wsiadając na rower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz